Po dwudziestu latach od premiery Ceni Amn powrócił jeden z najpopularniejszych fantasy cRPG-ów. Tylko czy Baldur’s Gate 3 możemy jeszcze nazwać Baldurem, czy jest to już zupełnie coś innego?
Po raz pierwszy z serią Baldur’s Gate miałem kontakt w okolicach 2002 roku, gdy pożyczyłem od kolegi płyty z Cieniami Amn. Jednak wtedy od gry odbiłem się niczym od ściany i na dobre dwa lata o niej zapomniałem. Dopiero ponowne spotkanie sprawiło, że pokochałem tę serię bardzo mocno, starając się przejść obie części na wiele sposobów. Na Wybrzeżu Mieczy spędziłem wiele godzin, wybijając kolejne potwory i wdając się w romanse z towarzyszkami podróży.
Odkąd pojawiły się pierwsze informacje o planach wydania Baldur’s Gate 3 wiedziałem, że muszę w to zagrać. Obecnie gra dostępna jest w ramach wczesnego dostępu, przez co możemy lepiej przygotować się na wiele błędów, które i tak musimy jej wybaczyć, ale o tym może później.
Baldur’s Gate 3 w rękach specjalistów
Trzecią cześć serii przygotowało Larian Studios, które ma na swoim koncie takie perełki jak Divinity: Original Sin 1 oraz 2, w które swoją drogą również gram z wielką pasją. Nowy deweloper rzuca gracza od razu na środek jeziora. Naszą przygodę zaczynamy na statku Łupieżców umysłu, gdzie zostajemy zainfekowani larwą Illithida, która z czasem ma przemienić nas w jednego z nich.
Ekipa Larian przeniosła nowe zasady z D&D i wprowadziła do gry m.in. możliwość popychania innych postaci. W praktyce możemy to wykorzystać do spychania nieświadomych wrogów w przepaść lub wpychania ich w ogień czy truciznę podczas walki. Przydatna rzecz. Gracz dostaje również więcej swobody w porównaniu do poprzednich Baldurów. Teraz niemal każdy przedmiot możemy wykorzystać jako broń np. znalezioną czaszkę możemy rzucić wrogowi w głowę.
Oprócz popychania przeciwników i rzucania w nich czym popadnie, możemy teraz także skradać się, wskakiwać na półki skalne i przeskakiwać nad przepaściami. W końcu Baldur przestał być płaski i zyskał trzeci wymiar, pomimo tego, że całą akcję nadal oglądamy w rzucie izometrycznym. Dzięki temu możemy wykorzystywać przewagę wysokości nad przeciwnikami, stając na wysokich półkach skalnych lub na stosie wcześniej ustawionych skrzyń. Co więcej, trzymaną broń możemy zanurzyć w kałuży kwasu lub ogniu, aby ta zadała podczas walki dodatkowe obrażania.
Niemal każde miejsce, gdzie ma odbyć się walka naszpikowane jest elementami otoczenia, które możemy wykorzystać taktycznie – skrzynie, pochodnie, przedmioty, beczki z kwasem, smołą, wodą. Walka nie jest jednak zawsze jedynym wyborem. Nasza postać dzięki mocy pasożyta może porozumiewać się z innymi zarażonymi telepatycznie oraz ma rozwiniętą sztukę perswazji i zastraszania. Dzięki temu możemy przekonać wrogów do swoich racji bez konieczności rozlewu krwi.
Baldur’s Gate 3 czy Original Sin 3?
Oprócz nowych umiejętności ściągniętych z zasad D&D, Baldur’s Gate 3 tworzy wrażenie, że jest kolejną częścią serii Divinity: Original Sin. Wiele mechanizmów, elementów otoczenia czy nawet interfejsu wygląda jak żywcem zaczerpniętych z Original Sin 2 m.in. beczki, handel, menu tworzenia postaci i inne. Oczywiście nie jest to nic złego, jednak cały czas miałem wrażenie, że gram w Original Sin 3, a nie Baldur’s Gate.
Inne podobieństwa to możliwość złożenia drużyny składającej się z 4 osób. W poprzednich Baldurach nasza drużyna składała się z sześciu bohaterów. Po drodze spotkamy pięć postaci, które również jak nasz główny bohater są zainfekowane. Każda z nich ma własną historię oraz dodatkowe misje, które są z nią związane. Obecnie możemy ich tylko przyłączyć pod drodze. Docelowo podczas tworzenia postaci będziemy mogli wybrać jednego z gotowych bohaterów, podobnie jak w OS2. Przez to obawiam się, że w finalnej wersji gry tworzenie własnej postaci straci sens. Inaczej możemy przegapić sporą cześć fabuły przygotowanej dla predefiniowanych postaci.
Może wczesny dostęp warto w tej sytuacji wykorzystać do gry własną postacią, by finalną wersję ogrywać jednym z gotowców i wycisnąć z fabuły wszystko co możliwe. Każda z gotowych postaci ma za sobą pewną historię, skrywa tajemnice oraz jest skarbnicą wiedzy na temat świata gry. Każdy w drużynie ma zestaw umiejętności, które przydadzą się w walce i podczas eksploracji. Np. postać znająca się na religii będzie mogła rozszyfrować religijny napis, podczas gdy spostrzegawcza wyłapie ślady potworów czy ukryte w ścianie przejście.
Zmianie uległ również system walki, BG rozstało się z aktywną pauzą. Została ona zmieniona na system turowy, gdzie kolejność zależna jest od inicjatywy postaci. Każdy z bohaterów może przemieścić się o określoną liczbę pól, wykonać atak oraz akcję dodatkową, taką jak np. popchnięcie przeciwnika, ukrycie się czy zanurzenie broni w kałuży kwasu. Weterani Baldurów, będą musieli się przyzwyczaić, z kolei weterani Original Sin poczują się jak w domu. Mi nowy system nawet przypadł do gustu. Podobnie jest z nadzorowaniem drużyny. Teraz starujemy jedną aktywną postacią, a reszta może za nami podążać. Ekipę możemy także rozdzielić i wydawać polecenia każdej niezależnie.
Aby wykonać atak rzuć kością
Tak jak w poprzednich częściach także i w BG3 o powodzeniu naszych akcji decyduje rzut kością. Gra zawsze wykonuje pasywne testy umiejętności i weryfikuje czy np. udało nam się wypatrzeć ukrytą pułapkę. Dzieje się to automatycznie, a my słyszymy jedynie odgłos rzucanych kości, jak przy stołowym RPGu. Jednak w przypadku aktywnych testów oraz opcji dialogowych zostajemy przeniesieni do nowego okna gdzie sami musimy wykonać rzut kością K20 (20-ścienna).
Chcesz kogoś zastraszyć? Rzut kością. Chcesz wykorzystać swoją inteligencję do zbadania jakiegoś obiektu? Rzut kością. To z kolei może determinować konieczność ciągłego zapisywania i ładowania gry. W sytuacji gdy zależy nam na konkretnym rozwiązaniu czy ścieżce dialogowej, może okazać się, że musimy ładować grę kilka razy, żeby wyrzucić odpowiednią liczbę oczek na kostce. Dodatkowy problem polega na tym, że w czasie prowadzenia dialogu nie możemy dokonywać zapisów. Wiem, że nie powinno się tak robić w grach RPG i faktycznie powinniśmy zdać się na „los”, ale z drugiej strony każdy powinien grać tak ja mu pasuje.
Rzut izometryczny
Tak jak wcześniej wspominałem, Baldur’s Gate 3 pozostał wierny oryginałowi i nadal akcję obserwujemy w rzucie izometrycznym. Jednak dialogi pomiędzy postaciami przenoszą nas do trybu kinowego, gdzie zostały wykorzystane również animacje mo-cap. Szczegółowe modele sprawią, że bohaterowie i napotkane postacie są bardziej ekspresyjne i charyzmatyczne. Chociaż we wczesnym dostępie widać tu sporo niedociągnięć wymagających jeszcze „kilku” godzin pracy dewelopera.
Mój drow w przerywnikach filmowych oraz podczas dialogów sprawiał wrażenie niemego, bardzo zaskoczonego sytuacją lub wręcz przerażonego, przez co obserwował akcję z otwartymi ustami lub miał kamienną twarz. Inne postacie mówiły bez poruszania ustami i to poza sytuacjami gdy porozumiewały się telepatycznie. Zdarzają się również problemy z fizyką obiektów, przez co macki Illithidów przenikają im przez plecy, a włosy innych postaci wydają się żyć własnym życiem.
Błędy młodości
Oczywiście to nie jedyne bolączki gry we wczesnym dostępie. Niektóre lokacje nie ładowały się prawidłowo, przez co nie dało się wchodzić w interakcje z przedmiotami i gra nie uruchamiała sekwencji wideo. Trzeba było wczytywać poprzedni zapis. Należy jednak pamiętać, że to nadal wczesny dostęp, a rozwój potrwa przez co najmniej kolejny rok i wszelkie tego typu problemy powinny być sukcesywnie rozwiązywane.
Podsumowanie
Trzecia cześć Baldur’s Gate nie jest próbą wskrzeszenia starej serii. To zupełnie nowa gra, której bliżej do dzisiejszych odsłon Divinity: Original Sin niż do Baldur’s Gate. To coś nowego, co połączyło zaktualizowane systemy D&D z poprzednimi grami Larian. Dzięki temu mamy powiew świeżości, który powinien spodobać się zarówno weteranom jak i zupełnie nowym graczom.
Baldur’s Gate 3 wydaje się zmierzać w bardzo dobrym kierunku. Sądzę, że warto kupić go teraz, poświęcić te 30 godzin na przygodę i zostawić do czasu wyjścia finalnej wersji, kiedy to będziemy odkrywać go zupełnie na nowo.