Za każdym razem, kiedy kończy się IEM Katowice, wszyscy twierdzą, że ta konkretna edycja była najlepsza, wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Tak chociażby opisywałem IEM Katowice 2019, która o wielu kibiców pozostawiła trwały ślad w pamięci – przemową CarmaCa, łzami pashyBicepsa czy niesamowitym wynikiem chłopaków z ENCE. Edycja 2020 również była jedyna w swoim rodzaju – ale czy najlepsza?
Kiedy tylko pojawia się informacja o dacie kolejnej edycji IEM w Katowicach, w kibicach esportu zaczyna narastać napięcie – oczekiwanie na coś wyjątkowego, co będą wspominać przez długie lata. Sam zresztą, śledząc z trybun Spodka spotkanie G2 Esports z fnatic, uświadomiłem sobie, że pamiętam niemal każdy finał CS-a z IEM Katowice, czego na przykład nie mogę powiedzieć o finałach Ligi Mistrzów – mimo, że śledzę światową piłkę, a mecze Champions League oglądam dość regularnie. Na każdym kroku organizatorzy IEM Katowice podkreślają, że w murach Spodka pisana jest historia esportu, od niego wszystko się tak na dobre zaczęło i to chyba właśnie niemal namacalny kontakt z tą historią powoduje, że tak głęboko wbija się w pamięć.
Tak samo miało być w tym roku – kibice mieli być świadkami wspaniałych starć najlepszych z najlepszymi, miały paść kolejne rekordy, pojawić się kolejne łzy wzruszenia i ogromne emocje. Miały się zawiązywać nowe znajomości i odradzać stare. Czyli miało się zadziać wszystko to, co składa się na fenomen jakim jest esport. Poza tym ten turniej miał być wyjątkowy z kilku innych względów – możliwość oglądania fazy grupowej w Kinie Rialto, Esport Global Forum w siedzibie NOSPR czy wspólny „projekt” ESL i NOSPR przed finałem. Emocje wśród fanów sięgały zenitu i każdy chciał to zobaczyć na własne oczy.
I nagle, w jednym krótkim momencie wszystkich zmroziła wizja, że do większości z tych rzeczy nie dojdzie. Że IEM Katowice się nie odbędzie, albo w najlepszym razie wszyscy będą musieli oglądać go w domowym zaciszu, każdy przy swoim komputerze. To byłoby kompletne zaprzeczenie tego, czym jest IEM w Katowicach. Nic więc dziwnego, że niedługo po ogłoszeniu decyzji wojewody, pod Spodkiem zaczęły się wręcz pojawiać znicze, stawiane przez fanów, którzy bali się o przyszłość katowickiego turnieju.
O sytuacji, która doprowadziła do tego, że światowa czołówka CS-a, jak również StarCrafta 2 oraz Quake’a musiała rozgrywać swoje mecze przy pustych trybunach, napisano już kilobajty tekstu. Każdy ma na ten temat swoją opinię, jedni uważają, że decyzja była słuszna, inni, że przesadzona, jeszcze inni szukają złotego środka. A dla mnie po prostu w ten weekend, mimo przeciwności losu, wygrał esport. I chyba dlatego był to najlepszy IEM.
Tak – wygrał esport. Bo gracze po raz kolejny dali popis gry na najwyższym poziomie, o którym wielu kibiców może jedynie pomarzyć. Bo organizatorzy mogą być dumni zarówno z pracy jaką włożyli na etapie przygotowań, jak i podczas samego eventu, gdy byli zmuszeni tak podejść do realizacji by cały nacisk położyć na jak najlepsze widowisko dla zgromadzonych przed ekranami. Bo kibice rewelacyjnie zareagowali na zmianę “zasad gry” i zamiast zamykać się w domach, tłumnie oblegli okoliczne lokale, które zdecydowały się na transmisję z IEM-a – za co im chwała i mam nadzieję, że transmisje esportowe w barach i pubach staną się powszechną praktyką. Dzięki temu esport “wyszedł w miasto”, a wiele osób, które do tej pory nie wiedziały o co w tym wszystkim chodzi, miało okazję zobaczyć, że tak naprawdę z perspektywy kibica niczym nie różni się on od sportu. Że tu również fani w trykotach swoich ulubionych drużyn zbierają się razem, kibicują z całych sił, cieszą się ze zwycięstw i przeżywają porażki. A w dodatku robią to razem, niezależnie od „barw klubowych”. I choć wiadomo, że Spodek to niezwykłe miejsce zarówno w sercach wielu zawodników jak i kibiców, to jednak gdy nie mogą w nim fizycznie przebywać – IEM Katowice dalej jest czymś wyjątkowym.
Wspomniałem wcześniej, że w tym roku “miało być” wiele magicznych momentów. I były. Z punktu widzenia rywalizacji: dotarcie G2 Esports aż do finału, zdemolowane Astralis, niesamowita forma Oleksandra “s1mple” Kostylieva, który po wielu latach w końcu wzniósł jedno z najbardziej prestiżowych trofeów, debiutujący w Na`Vi Ilya “Perfecto” Zalutskiy, który w mgnienia oku z nieznanego nikomu bliżej zawodnika stał się Mistrzem IEM Katowice. Zresztą emocji i rewelacyjnego poziomu nie zabrakło również w turniejach StarCrafta 2 ani Quake’a, gdzie Lee „Rogue” Byeong Yeol i Shane „Rapha” Hendrixson mieli okazję po raz kolejny cieszyć się z końcowego triumfu.
Kolejne rekordy? Finał oglądał ponad milion widzów, co ustawiło to spotkanie pośród jednych z najliczniej obserwowanych, bijąc m.in. Majora w Berlinie. Łzy? Chyba niewielu znajdzie się takich, którzy nie wzruszyli się widząc intro finału, do którego symfoniczną aranżację znanego motywu nagrała Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia. Podobnie zresztą podczas pożegnalnego przemówienia CarmaCa, gdy emocje po finale powoli opadały. W przemówieniu tym – podobnie jak w zeszłorocznym, przed startem play-offów – znów mogliśmy się przekonać, że człowiek, który sprowadził IEM-a do Katowic wkłada w to przedsięwzięcie całe serce. Jeśli jeszcze ich jakimś cudem nie widzieliście – zobaczcie jedno i drugie nagranie.
On behalf of all of us at ESL, thank you to all the players & to every single one of you who supported and watched #IEM Katowice throughout the week. ❤️️ pic.twitter.com/G7HUI3hnJD
— Intel®ExtremeMasters (@IEM) March 1, 2020
I na koniec – esportowe znajomości, o których wspomniałem wcześniej, przy okazji “wyjścia esportu w miasto”. Dla mnie to również była okazja do spotkania, czasem ponownego, czasem pierwszego, fantastycznych ludzi, którzy kochają esport, i których z tego miejsca serdecznie pozdrawiam.
Można oczywiście zwracać uwagę, że nie wszystko było idealnie. Można punktować szczegóły – że scena niemal niczym nie różniła się od tej z roku poprzedniego, że ochrona Spodka znowu potrafiła sprawić trochę problemów albo, że turniej Quake nie był dostępny dla mediów. Ale wiecie co? To wszystko ma i tak niewielkie znaczenie, bo gdy widzisz, że w trakcie turnieju nawet osoby spoza esportu obserwują i (sensownie!) komentują między sobą mecz, wiesz, że dzieje się coś rewelacyjnego, a nasza pasja trafia do coraz szerszego grona osób. To właśnie jest w IEM Katowice najważniejsze. Te historie i wspomnienia, które zostaną z nami na lata. I mam nadzieję, że Katowice pozostaną pod tym względem jeszcze na długo niezawodne.