Przykładów solidnych gier RPG oraz RTS-ów na konsolach nie brakuje. Spellforce 3 Reforced, mimo bycia unikalnym połączeniem obu gatunków, napotyka jednak sporo przeszkód na drodze do bycia dobrą.
Jest rok 518. Wojny Magów, którzy próbowali przejąć władzę nad światem, zostały stłumione przez panującą monarchię. Ale było to pyrrusowe zwycięstwo – wbrew pozorom, nadal w wielu regionach panuje anarchia, a jakby tego było mało, świat zaatakowała Plaga, która teraz zbiera żniwo większe niż wojny. Świat uratować może tylko oczyszczenie i nadejście boga bogów – Aonira.
Jeśli fabuła Spellforce 3 Reforced nie brzmi dla Was jakoś wybitnie ciekawie – nie przejmujcie się, mnie też gra w tym aspekcie nie porwała, a kompletny brak cutscenek nie pomaga. Historii dowiadujemy się praktycznie tylko z treści czytanych przez lektora w trakcie ładowania map, oraz z rozmów z NPC-ami. Trzeba sobie jednak otwarcie powiedzieć, że nie jest to żadna epicka przygoda, która będzie pamiętana za 20 lat, na modłę Baldur’s Gate czy pierwszych Falloutów.
Reforced to odświeżona wersja gry z 2017 roku. Wersja pecetowa tej aktualizacji pojawiła się w grudniu ubiegłego roku, natomiast konsolowcy musieli poczekać do teraz.
Spellforce 3 to połączenie gry RPG i RTS. Z jednej strony tworzymy swoich bohaterów, którzy mogą awansować, otrzymywać punkty doświadczenia i rozwijać cechy oraz umiejętności, a wszystko to obserwujemy w rzucie izometrycznym. Z drugiej, co jakiś czas będziemy musieli się zająć rozbudową naszej centralnej siedziby, zadbać o odpowiednią dystrybucję surowców, stworzyć nowe jednostki, czy w końcu – pokierować nimi w walce. W wersji Reforced znajdziemy natomiast dodatkowo m.in. przebudowaną kampanię, kilka nowych trybów gry, zaktualizowane drzewko skilli, zmiany w systemie craftingu oraz oczywiście usprawnienia podyktowane wydaniem wersji konsolowej.
No właśnie, RTS, RPG – jak opanować to wszystko padem konsoli? Ostatnio niezłym wzorcem (choć nie pozbawionym pewnych wad) jak powinny wyglądać takie wersje gier było Crusader Kings III. W Spellforce III autorzy również wykorzystali bumpery i triggery pada, przypisując im menu kołowe, które w znaczący sposób usprawnia rozgrywkę. Większość elementów, zarówno RPG-a jak i RTS-a, obsługuje się w ten sposób całkiem sprawnie – sporadycznie dochodzi jednak do przeładowania interfejsu, szczególnie w tutorialu, gdzie pojawia się jeszcze jedno otwarte okno – z instrukcjami. Na szczęście jednak nie jest to ten poziom co w Crusader Kings III.
Nadal jednak nie jest idealnie – pierwsze co rzuca się w oczy to to, że niektóre polecenia wydaje się w mało intuicyjny sposób. Na przykład przełączanie się pomiędzy bohaterami następuje po naciśnięciu analogów, a drzewko skilli jest nieczytelne. Jeśli chodzi o skille, grafiki symbolizujące poszczególne umiejętności nic nie mówią, a sposób ich wyświetlania sprawia, że nie wiemy, który skill już posiadamy, a którego musimy się dopiero “nauczyć”. Poza tym, w kilku momentach nie mogłem swojej postaci przypisać znalezionej broni, gra nie tłumaczy dlaczego i w sumie nie wiem czy to bug, czy nie spełniłem jakiś wymagań.
No i najważniejsze – mimo niewątpliwych i najszczerszych zapewne chęci twórców, sterowanie jednostkami w walce, szczególnie w momencie gdy mamy ich na ekranie 20 lub więcej, nadal nie jest tak precyzyjne i responsywne jak miałoby to miejsce w przypadku myszy. Czyli niby się da, ale to jednak nadal nie jest to… W Crusader Kings III problem ten nie był tak widoczny, bo walka tam miała inny, bardziej spokojny charakter, a nasze siły zbrojne symbolizował jeden “pionek” na mapie – tu sterujemy pojedynczymi jednostkami, jak chociażby w StarCrafcie 2.
Jak już wspomniałem, fabuła była z mojego punktu widzenia niezbyt angażująca i stanu tego nie poprawia brak jakichkolwiek filmików. Ich miejsce wypełniają natomiast dialogi, które są w porządku, jest ich dużo, w sumie to nawet za dużo. Natomiast sama rozgrywka jest całkiem przyjemna. Starcia są satysfakcjonujące, a korzystanie ze skilli czy nowych typów broni powoduje, że wszystko układa się w sensowną, zbalansowaną całość. Co ciekawe, w trakcie kampanii mamy okazję zobaczyć historię z punktu widzenia kilku ras – aczkolwiek akcenty nie zostały rozłożone równo pomiędzy nimi. Najczęściej w nasze ręce zostaną oddani ludzie, czasem zagramy orkami czy elfami. Jednak oprócz głównej kampanii, gra oferuje kilka innych trybów zabawy, w których możemy już z pełną świadomością wybrać, którą stroną chcemy grać.
Mimo, że Spellforce 3 jako całość nie jest już grą najnowszą, nadal prezentuje się bardzo ładnie. Ogrywana przeze mnie wersja na Xboxa, urzeka detalami, takimi jak oświetlenie czy płynąca sobie przez naszą osadę woda. Nie mam również nic do zarzucenia optymalizacji – nawet walka kilkudziesięciu jednostek nie powoduje żadnych problemów z płynnością. Natomiast głosy i muzyka to standard w tym gatunku (gatunkach?) – jednym słowem, jest ok, ale to nic co pozostawałoby na dłużej w pamięci.
Z przykrością jednak muszę stwierdzić, że gra nie ustrzegła się kilku problemów i bugów, w tym także już po premierze, więc nie można tu mówić o braku “day 1 patcha”. Najczęściej trafiałem na braki w lokalizacji – częściowo nieprzetłumaczone elementy interfejsu. Innym razem gdzieś mi zaginęły tworzone akurat jednostki, a jeszcze innym – zawiodło AI przeciwników, którzy na widok moich wojaków zamarli chyba z przerażenia.
Czy warto dzisiaj sięgnąć po Spellforce 3 w wersji Reforced? Jeśli brakuje Wam RPG z rzutem izometrycznym czy RTS-ów, gdzie możecie się bawić surowcami i produkcją jednostek – gra wygląda na przyjemną alternatywę. Przygotujcie się jednak na to, że w wersji konsolowej czasem będziecie walczyć nie z przeciwnikiem, a z średnio przejrzystym interfejsem, a fabuła raczej nie powali Was na kolana. Ot, przyjemna gra na wieczory, gdzie można sobie pobiegać po lasach i piwnicach w pół godzinnych sesjach.
Ocena: 6/10