Wielu serwisantów sprzętu elektronicznego w swojej pracy posługuje się “zamiennikami”, które kosztują ułamek ceny oryginalnego podzespołu. Szczególnie wyraźne jest to w przypadku naprawy urządzeń Apple. Tyle, że takie podejście może się skończyć sprawą sądową.
Przekonał się o tym pewien Norweg, który naprawiał iPhone’y za pomocą nieoryginalnych części, sprowadzonych z Hong Kongu. Amerykańska korporacja stwierdziła, że ma dość takiego podejścia i skierowała sprawę do sądu – a teraz zajmie się nią norweski Sąd Najwyższy.
Zobacz: Apple ma wypuścić swoje własne gogle VR
Gdy jedna z partii zamówionych części została zatrzymana na granicy, amerykańska korporacja domagała się ich zniszczenia, na co Norweg nie chciał się zgodzić. To spowodowało, że sprawą musi zająć się sąd. W pierwszej instancji zapadł wyrok uniewinniający, ale Apple odwołało się od tego werdyktu. Apelacja dała odwrotny skutek, ale mężczyzna dalej nie chciał dać za wygraną i tak temat wylądował w Sądzie Najwyższym.
Zobacz: Apple TV+: Nie można skorzystać z darmowego roku
Na niekorzyść Norwega świadczy fakt, że podzespoły miały logo Apple, choć nie miały z nim nic wspólnego. Nie były więc zwykłymi zamiennikami, a zwykłymi podróbkami. Naruszono w ten sposób prawo odnośnie zastrzeżonych znaków towarowych. Nic nie dały tłumaczenia serwisanta, że logo jest niewidoczne po zamontowaniu w naprawianym telefonie.