Kontynuacja popularnego Action RPG wreszcie ujrzała światło dzienne. Po kilku miesiącach spędzonych we wczesnym dostępie twórcy wypuścili ostateczną wersję Torchlight 3. Postanowiliśmy sprawdzić, jak prezentuje się pełna gra i ile zmieniło się względem Early Accessu.
Przyjazny widok dla fanów Diablo
Już po pierwszych kilkunastu minutach w oczy rzuca się fakt, że Torchlight 3 pod wieloma względami jest zbudowany jak Diablo. Podzielona na akty kampania opiera się głównie na przechodzeniu z lokacji do lokacji, zabijaniu różnych bossów, otwieraniu skrzynek i ekwipowaniu coraz to lepszych przedmiotów, wydając przy okazji zdobywane podczas wbijania kolejnych poziomów skill pointy.
Po kilku godzinach podobieństw jest nawet więcej. Zostaje przedstawiona nam mechanika Legendarium, uproszczona wersja Kostki Kanaiego. W każdym mieście znajduje się z kolei odpowiednik Kadali, gdzie można kupować losowe przedmioty, żeby wzmocnić swoją postać. Po mapach poukrywane są bogate w loot lokacje do bólu przypominające piwnice z Diablo 3, a podczas przechodzenia lokacji możemy użyć czegoś w rodzaju shrine’ów, co daje nam buff na kilkadziesiąt sekund.
Chociaż niezmiernie bawią mnie wszystkie te podobieństwa, ostatecznie nie są to elementy całkowicie unikatowe dla Diablo. Oznacza to bardziej, że twórcy nie próbują wprowadzać do gatunku wiele nowego i wolą polegać na sprawdzonych wcześniej mechanikach. Ma to swoje plusy i minusy. Z jednej strony gra ma bardzo nisko postawioną barierę wejścia i łatwo odnajdą się w niej gracze, którzy mają jakiekolwiek doświadczenie z gatunkiem. Z drugiej jednak strony Torchlight 3 nie daje graczom wielu powodów, żeby dziesiątki godzin spędzić właśnie z nim.
Early Access czy pełna wersja gry?
Brak jakichkolwiek, znaczących nowości oznacza również, że większe znaczenie ma jakość gotowego produktu. Niestety pierwsze problemy dają się we znaki stosunkowo szybko.
Kampania jest po prostu nudna. Chociaż nigdy nie był to najmocniejszy element żadnego Action RPG, Echtra nie próbuje nawet zainteresować graczy fabułą swojej gry. Większość „cutscenek” w Torchlight 3 to kolorowe grafiki przewijające się przez ekran niczym prezentacja w Power Poincie z narratorem w tle opowiadającym, gdzie aktualnie się znajdujemy i co za chwilę się wydarzy. Jego głos jest cichy w porównaniu do reszty gry, nie da się tego zmienić w ustawieniach, a opcja napisów w ogóle nie istnieje. Po kilku pierwszych „cutscenkach” skupiłem się głównie na spamowaniu przycisku Escape.
Budowa kampanii potęguje całe to nużące doświadczenie. Gra składa się z trzech aktów, każdy podzielony na kilkanaście różnych poziomów. Wszystkie misje stawiają przed graczem dokładnie to samo zadanie. Odkrywamy nową lokację, szukamy punktu do szybkiej podróży, wchodzimy na wyznaczony przez misję poziom i biegniemy do samego końca w poszukiwaniu bossa. Pod koniec zorientowałem się nawet, że mogę ominąć większość przeciwników, dojść do ostatniego przeciwnika, pokonać go i zaliczyć zadanie. W jakimkolwiek zaangażowaniu w grę nie pomaga również fakt, że każdy poziom składa się z kilku wąskich korytarzy i paru skrzyżowań.
Torchlight 3 należy moim zdaniem do tych gier, które z Early Accessu wyszły zbyt szybko. Chociaż cena już wzrosła, a pełna wersja teoretycznie pojawiła się na Steamie, w praktyce przechodząc kolejne poziomy, czujecie się częścią jakichś beta testów. Lista błędów, jakie napotkałem podczas 15 godzin gry, mogłaby wypełnić większość tej recenzji. Część z nich nie psuła całkowicie mojego doświadczenia, po prostu stopniowo zwiększała irytację. Czasami bugowała się jakaś umiejętność, innym razem nie mogłem otworzyć skrzynki, a kilka razy musiałem nawet przechodzić od nowa cały poziom, ponieważ po wyczyszczeniu całej lokacji nie znalazłem jakichś przedmiotów niezbędnych do misji.
Najbardziej zawiódł mnie chyba jednak aspekt kooperacji. Wiele Action RPG wspominam jako doskonałe gry do coopa i online multiplayera. Matchmaking w Diablo to doskonały tego przykład. W Torchligchcie 3 wspólne granie jest uciążliwe i męczące. Nie ma możliwości żadnej wymiany przedmiotów pomiędzy graczami, w wielu przypadkach nie można zlokalizować swojego znajomego na mapie, a aktywowane po drodze buffy działają wyłącznie na gracza, który użył shrine’a. Na dłuższą metę Torchlight karze bardziej za granie w party, niż faktycznie do tego zachęca.
Postacie najlepszym elementem gry
Błędy można jednak w końcu naprawić i popracować nad bardziej różnorodną kampanią. Szczególnie kiedy są elementy gry, które mogą dać fanom jakieś nadzieje. Torchlight 3 działa bardzo dobrze, częściowo dzięki niskim wymaganiom sprzętowym. Nawet w coopie, podczas dużych, widowiskowych walk z bossami, kiedy na ekranie znajduje się jednocześnie mnóstwo różnych umiejętności, gra na PC wciąż wygląda dobrze i gwarantuje płynną rozgrywkę.
Najlepszym elementem Torchlighta 3 bez wątpienia jest jednak zaprojektowanie postaci. Dusk Mage ma dwa rodzaje umiejętności, Dark i Light, które wzajemnie się wzmacniają i wymagają płynnego rotowania pomiędzy różnymi skillami. Forged z kolei zamiast standardowego paska many czy energii posiada Heat. Umiejętności są podzielone na te budujące Heat i te, które Heat zużywają. Osobiście kampanię przeszedłem Railmasterem, potężnym wojownikiem rozkładającym za sobą tory. Na krok nie odstępował mnie w rezultacie wyposażony w strzelbę i miotacz ognia pociąg. Najbardziej standardową klasą jest Sharpshooter, zwyczajny łucznik.
Dodatkowo rozgrywkę urozmaica mechanika Reliców. Tworząc postać, wybieramy jedno z pięciu drzewek umiejętności wzbogacających naszą klasę. Jest tam między innymi Bane gwarantujący możliwość nakładania poisonów albo Bloodseeker znacząco pomagający postaciom melee w regenerowaniu życia. Oprócz standardowego drzewka skill pointy możemy inwestować więc w Relic, dodając postaci unikalne umiejętności.
Torchlight 3 mocno stoi w rezultacie gameplayem. Na pasku umiejętności pod koniec gry znajduje się sporo różnych przycisków, co nijak ma się, chociażby do Path of Exile, gdzie całe mapy czyści jeden lub dwa różne skille. Grając Railmasterem podczas bossów operowałem czymś w rodzaju rotacji. Zaczynałem walkę od dynamitu zwiększającego zadawane obrażenia, później Miasma buffująca mnie i mój pociąg, a następnie unikalne dla mojego zmotoryzowanego „towarzysza” umiejętności. Efektywny gameplay wymaga pilnowania cooldownów i płynnej rotacji pomiędzy swoimi skillami.
Nawet ten aspekt gry ma jednak swoje wady. Na dłuższą metę odzywa się bowiem casualowy charakter Torchlighta. Liczba możliwości każdej postaci jest bardzo mocno ograniczona. Wybierając Relic na początku, nie możemy go więcej zmienić i decydujemy się w rezultacie na jeden, konkretny styl gry. Nie ma również możliwości zresetowania całego drzewka umiejętności. Levelowaniu towarzyszy nieprzyjemne uczucie strachu przed wydawaniem punktów.
Budowanie postaci nie należy do najbardziej ekscytujących rzeczy. Głównym tego powodem jest niewielka liczba legendarnych przedmiotów. Zaczynamy dostawać dokładnie te same przedmioty, jedynie ze statystykami na wyższy poziom. Nagrody z pokonanych bossów szybko robią się nudne i przestają zaskakiwać. Już pod koniec kampanii udało mi się zdobyć kilka przedmiotów niezbędnych do mojego buildu. Od tego momentu mogłem liczyć wyłącznie na ten sam item z nieco lepszymi statystykami. Co więcej, ze względu na wyjątkowo prosty system skalowania obrażeń wszystkich umiejętności, większość statystyki na przedmiotach ma marginalne znacznie i liczy się głównie atak naszej głównej broni.
Trzeciej odsłonie popularnego ARPG do ideału brakuje bardzo dużo. Gra zniechęca do kooperacji, budowanie postaci szybko nudzi, a niektórych błędów nie ratuje nawet zaskakująco przyjemny gameplay. Z tak bogatą w przemyślane, angażujące tytuły konkurencją Torchlight 3 niedługo może skończyć gdzieś na poziomie Wolcena, z niewielką społecznością i brakiem jakichkolwiek nadziei na lepszą przyszłość.
Ocena: 5/10
Zalety
|
Wady
|